czwartek, 16 października 2014

Ślady

Nareszcie dni przestały galopować. Poukładałam ubrania; letnie zastąpiłam cieplejszymi. Uprzątnęłam książki, starłam kurz z półek. Przestałam gonić dni, nie chcę na siłę się z nimi synchronizować. Rozmijanie się z dniem pomaga uwolnić spokój. Bardzo go ostatnio potrzebowałam. Chyba właśnie spokój starałam się dosięgnąć. W końcu przyszedł sam, a ja powoli pozwalam ukołysać się myślom o spokoju, jaki osiągnęli bliscy, którzy odeszli do wieczności. Wybiegam do nich myślą, ale już inaczej niż przed paroma tygodniami. 

Wczoraj znowu poszłam na ulicę Lwowską. Chciałam jeszcze raz popatrzeć na kamienicę architekta Jerzego Gelbarda, męża mojej ukochanej Izabeli Czajki-Stachowicz, o której pisałam tutaj, a także tutaj i tu. Pod adresem Lwowska 7 mieszkania kilkanaście, paliły się światła. Ciepły wieczór wydobywał piękno architektury. W kamienicy rzeczywiście widać paryskie reminiscencje. Prezentuje się szlachetnie wśród budynków z XIX-go wieku oraz tych z początku XX-go. Ulica Lwowska to portal, przez który można trafić do czasów sprzed wojen. Poczuć klimat naturalnej elegancji, dobrego smaku. 
Czułam to wszystko wczoraj bardzo intensywnie. Lubię tam chodzić - to zawsze obietnica olśnień, których teraz tak bardzo potrzebuję.   

Lwowska 7. Kamienica według projektu Jerzego Gelbarda

Wejście na klatkę schodową

Widok z ulicy Lwowskiej w kierunku Koszykowej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz