piątek, 22 sierpnia 2014

Karl Ove Knausgård "Moja walka" t. 1

548 stron powieści napisanej w pierwszej osobie. Zdumiewające. Myślałam, że nie dam rady. Połknęłam ją w ciągu tygodnia.

Sięgnęłam po tę powieść z ciekawości: głośna, rzekomo skandalizująca, zakazana z powodu tytułu w Niemczech. Kolejny sukces skandynawskiego pisarza po Stiegu Larssonie. Powieść reklamowana jako w pełni autobiograficzna. Pomyślałam: Dlaczego by nie? Zwłaszcza, że granica między autobiografią pisarza, a jego literackim podmiotem od lat szalenie mnie interesuje. (A także moje przyjaciółki, badaczki literatury, z którymi w nieskończoność można roztrząsać problemy podmiotowości w literaturze). Zaintrygował mnie również trop tytułu. Dlaczego taki? Nie rozeznałam się jeszcze w możliwościach przejrzenia Mein Kampf do której nawiązuje Karl Ove. Aby wytropić zamiar Norwega, pewnie zamówię w bibliotece kolejne pięć tomów Mojej walki.  Dziś skończyłam czytać pierwszy tom i mogę go polecić tym, którzy chcą poczuć pełne zanurzenie.

Historia dzieciństwa i młodości wrażliwego człowieka, który nie mógł nawiązać prawdziwej więzi ze swoim ojcem. W normalnej rzeczywistości początku lat sześćdziesiątych XX wieku w Norwegi żyje z pozoru zwykła rodzina: ojciec, matka i dwóch braci: Yngve i Karl Ove. Dominująca postać ojca nierozerwalnie wiąże się z pierwszymi refleksjami Karla Ove, dotyczącymi natury wszelkich zjawisk. To wyczuwanie nastroju ojca, wsłuchiwanie się w rytm jego kroków, buduje pewną psychologiczną przestrzeń rozwoju Karla. Więzi go i jednocześnie fascynuje. Warunkuje odbiór świata.

Historia dzieciństwa i młodości opowiadana jest z kilku perspektyw czasowych. Trudno uchwytne i migotliwe przejścia z historycznych sytuacji we współczesność, dają wrażenie strumienia świadomości. Jednocześnie ekspresjonistyczne wewnętrzne pejzaże odbijają koloryt norweskiej przyrody: dzikiej, miejscami oswojonej, ale zawsze obecnej w refleksji podmiotu na temat czasu. Krajobraz wewnętrzny Karla wielokrotnie potęgują zjawiska atmosferyczne. Z obecności mew autor buduje integralną symbolikę powieści. Gra światła i ciemności za każdym razem jest wzruszającą i błyskotliwą metaforą. Obecność telewizji w życiu norweskiej rodziny także ma swoje znaczenie: jest potraktowana jako medium „gorące”, które niesie informacje pozbawione ciężaru przekazu: śmierć, powszechna w telewizji, przestaje być już śmiercią, z jej powagą i grozą, właśnie poprzez zwielokrotnienie jej telewizyjnych obrazów. Telewizja jest oknem, przez które patrzy się w przerażającą pustkę. Ważniejsze rzeczy dzieją się w środku domów, w których stoją telewizory.

Czytając, zastanawiałam się, kto tak naprawdę jest bohaterem tej powieści. Autobiograficzny klucz nie jest jedynym i, myślę, nie tak istotnym dla całości dzieła. Autobiografia to wytrych, aby jednostkowość spotęgować, uczynić ważną, wskazać: słuchajcie, to moja historia! Wydarzyła się naprawdę i ja chcę wam ją opowiedzieć! Czytając, słyszałam ten krzyk, "pokazany", jak na obrazie artysty. Zresztą, bohater niejednokrotnie podkreśla rolę malarstwa w swoim odczuwaniu świata. Malarskość ma być krzykiem, który spopularyzowała, upowszechniła, a więc zdegradowała - telewizja. Słowo, w ponad pięciuset stronach pierwszego zaledwie tomu, też ma zamanifestować swoją potęgę stanowienia. Słowo to brzmi potężnie w obu częściach pierwszego tomu, w znakomitym przekładzie Iwony Zimnickiej.

Ustawię się kolejce do „Walki”. Chcę poznać prawdziwego bohatera tej przejmującej historii i dowiedzieć więcej o ojcu Karla Ove.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz