548
stron powieści napisanej w pierwszej osobie. Zdumiewające. Myślałam, że nie dam
rady. Połknęłam ją w ciągu tygodnia.
Sięgnęłam
po tę powieść z ciekawości: głośna, rzekomo skandalizująca, zakazana z powodu
tytułu w Niemczech. Kolejny sukces skandynawskiego pisarza po Stiegu Larssonie. Powieść reklamowana jako w pełni autobiograficzna. Pomyślałam: Dlaczego by nie? Zwłaszcza, że granica między autobiografią pisarza, a jego
literackim podmiotem od lat szalenie mnie interesuje. (A także moje przyjaciółki, badaczki
literatury, z którymi w nieskończoność można roztrząsać problemy podmiotowości
w literaturze). Zaintrygował mnie również trop tytułu. Dlaczego taki? Nie rozeznałam się
jeszcze w możliwościach przejrzenia Mein Kampf do której nawiązuje Karl Ove. Aby wytropić zamiar Norwega, pewnie zamówię w
bibliotece kolejne pięć tomów Mojej walki. Dziś skończyłam czytać
pierwszy tom i mogę go polecić tym, którzy chcą poczuć pełne zanurzenie.
Historia
dzieciństwa i młodości wrażliwego człowieka, który nie mógł nawiązać prawdziwej
więzi ze swoim ojcem. W normalnej
rzeczywistości początku lat sześćdziesiątych XX wieku w Norwegi żyje z pozoru
zwykła rodzina: ojciec, matka i dwóch braci: Yngve i Karl Ove. Dominująca postać ojca nierozerwalnie wiąże
się z pierwszymi refleksjami Karla Ove, dotyczącymi natury wszelkich zjawisk.
To wyczuwanie nastroju ojca, wsłuchiwanie się w rytm jego kroków, buduje pewną
psychologiczną przestrzeń rozwoju Karla. Więzi go i jednocześnie fascynuje. Warunkuje odbiór świata.
Historia
dzieciństwa i młodości opowiadana jest z kilku perspektyw czasowych. Trudno
uchwytne i migotliwe przejścia z historycznych sytuacji we współczesność, dają
wrażenie strumienia świadomości. Jednocześnie ekspresjonistyczne wewnętrzne pejzaże odbijają
koloryt norweskiej przyrody: dzikiej, miejscami oswojonej, ale zawsze obecnej w
refleksji podmiotu na temat czasu. Krajobraz wewnętrzny Karla wielokrotnie potęgują
zjawiska atmosferyczne. Z obecności mew autor buduje integralną symbolikę
powieści. Gra światła i ciemności za każdym razem jest wzruszającą i
błyskotliwą metaforą. Obecność telewizji
w życiu norweskiej rodziny także ma swoje znaczenie: jest potraktowana jako
medium „gorące”, które niesie informacje pozbawione ciężaru przekazu: śmierć, powszechna w telewizji, przestaje być już śmiercią, z jej powagą i grozą, właśnie poprzez zwielokrotnienie jej telewizyjnych obrazów. Telewizja jest oknem, przez które patrzy się w przerażającą pustkę. Ważniejsze rzeczy dzieją się w środku domów, w których
stoją telewizory.
Czytając,
zastanawiałam się, kto tak naprawdę jest bohaterem tej powieści.
Autobiograficzny klucz nie jest jedynym i, myślę, nie tak istotnym dla całości dzieła. Autobiografia to wytrych, aby jednostkowość
spotęgować, uczynić ważną, wskazać: słuchajcie, to moja historia! Wydarzyła się
naprawdę i ja chcę wam ją opowiedzieć! Czytając, słyszałam ten krzyk, "pokazany", jak na obrazie artysty. Zresztą, bohater niejednokrotnie podkreśla rolę malarstwa w swoim odczuwaniu świata. Malarskość ma być krzykiem,
który spopularyzowała, upowszechniła, a więc zdegradowała - telewizja. Słowo, w ponad pięciuset stronach pierwszego
zaledwie tomu, też ma zamanifestować swoją potęgę stanowienia. Słowo to brzmi
potężnie w obu częściach pierwszego tomu, w znakomitym przekładzie Iwony
Zimnickiej.
Ustawię
się kolejce do „Walki”. Chcę poznać prawdziwego bohatera tej przejmującej historii i
dowiedzieć więcej o ojcu Karla Ove.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz