wtorek, 12 lutego 2013

Kochanie, zabiłam nasze koty

Gdybym miała przetłumaczyć tę książkę na język obcy, przypuśćmy na angielski, byłby to sprawdzian ze składni i stylistyki. Bo książka Doroty Masłowskiej jest zbudowana z prześwietnych fragmentów zaburzonych szyków, anakolutów, przyozdabianych neologizmami. Te znakomite fragmenty składają się na całość tworu, który trudno zaklasyfikować. Beletryzowana biografia? Reporterskie ujęcia współczesnego miasta-konglomeratu, ni to Londynu ni to Warszawy; przygodna, celowo niespójna powiastka o samotności w dzisiejszym świecie? To, co stylistycznie uchwytne, to opowieść, przez warstwę której przeziera nieuchwytne. Zagęszczenie, niespójność, przygodność, wielogłosowość, służy samemu opowiadaniu.

Gdybym tłumaczyła tę książkę, musiałabym opowiedzieć o języku w innym języku. I znaleźć sposób, by była to sensowna interpretacja. Interesujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz