Pamiętacie
swoje książki z dzieciństwa? Bez słów wyfruwających z nich wieczorem nie
mogliście zasnąć. Czytanie na dobranoc pozwalało znaleźć się w cudownych, a
czasem przerażających krainach. I to ze swoimi ukochanymi bohaterami!
Ja jako
maluch uwielbiałam serię Poczytaj mi,
mamo. Potem Baśnie Narodów Związku
Radzieckiego, zwłaszcza bajki O Iwanuszce-Głuptasku
oraz Prządki złota. Gorąco prosiłam
tatę o czytanie baśni słowackich zebranych w tomie Trzy róże Pavola Dobsinskyego. Pamiętam, że była tam baśń, w której
najmłodsza królewska córka, zapytana o siłę miłości do swego ojca,
odpowiedziała, że kocha go jak sól, za co została wygnana z królestwa. Zawsze
podczas czytania tej opowieści musiałam jeść chleb z solą.
Potem
wielbiłam wszystkie książki Lucy Maud Montgomery, potem Ireny Zarzyckiej...
Dziś, w większości, te książki z dzieciństwa i dorastania mam na pólkach.
Uwielbiam je w tych ich papierowych, ubogich wydaniach, i w tych bogato ilustrowanych.
Nie byłabym sobą bez tych tomów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz