wtorek, 17 grudnia 2013

Pozdrowienia dla bogiń

Przeglądarki internetowe podają wiele adresów, pod którymi mogę znaleźć moje boginie. Numer jeden to Wikipedia, potem lista adresów stron poświęconych poszczególnym portretom kobiecym. Złowione w jedną sieć informatyczną. W jedno źródło z wieloma dopływami, rzekami, mniejszymi strumieniami. Pod kilkoma adresami. Który będzie poste restante? Muszę zdecydować i czym prędzej wysłać swoje dla bogiń pozdrowienia i ukłony.

Informatyczną sieć rozsupłuję dla wyłuskania informacji o Dorze Maar, towarzyszce życia Picassa. Szukam adresów odsyłających mnie do wiadomości o Georii O` Keeffe i o Soni Delaunay. Wiem, że dla nich oraz dla kilkunastu innych kobiet Judy Chicago wystawiła ucztę, nazwaną Dinner Party. Jest to jedno z najważniejszych przykładów sztuki feministycznej. Powstało w latach 1974-1979 i ucieleśniało ideę restytucji historii z kobiecym, zapomnianym dotąd udziałem. Opierało się na znanym w kulturze symbolu uczty, zebrania przy jednym stole kobiet, które tworzyły historię. By udowodnić, iż była to nie tylko History ale Herstory. Pomysłodawczyni uczty, Judy Chicago, zaprojektowała indywidualne nakrycia dla każdej z zaproszonych kobiet: dla każdej z nich był przeznaczony bieżnik z wyjątkowym haftem, dla każdej z nich Chicago podała wyjątkowe nakrycie. Artystka zgromadziła przy jednym stole czarownice, pisarki, malarki, kompozytorki, uczone i polityczki. Obok Elżbiety I zasiadały Isadora Duncan i Emily Dickinson. Kleopatra obok Hildegardy z Bingen. Dora Maar obok Lee Miller, Marie Skłodowskiej-Curie oraz Jadwigi Andegaweńskiej, żony Władysława Jagiełły. W sumie 39 nakryć, a 999 nazwisk lub imion kobiecych wypisanych na posadzce, na której stał stół. Wybór gości został starannie przemyślany i był wynikiem prac asystentów Judy, poszukiwań, które trwały pięć lat i były czytaniem historii dziejów z uwzględnieniem kobiet, które uprawiały naukę, sztukę i politykę. Wyjątkowe nakrycia z wymalowanymi symbolami kojarzącymi się z konkretną postacią kobiecą miały być uhonorowaniem szczególnych osiągnięć indywidualnej damy. I tak nakrycie Elżbiety I wyszywane było perłami. Emily Dickinson zasiada przy serwecie wyszytej gałązkami kwiatów wyrobionych z ręcznie marszczonych pastelowych wstążek, co  w XIX wieku było wdzięczną panieńską robótką. Bieżnik Hildegardy wyszyty jest techniką nazwaną przez hafciarki liturgicznych szat – złocistym opus anglicanum.

Przywrócenie kobiet światu sztuki miało nastąpić przez wspólną wieczerzę. Pomysł artystki jest więc reinterpretacją Ostatniej Wieczerzy i zarazem dopełnieniem Historii.

O wyjątkowości niektórych, wspomnianych wyżej przedstawicielek pięknej płci, nie miałam dotąd pojęcia. Przeczytałam więc Ucztę bogiń profesor Marii Poprzęckiej, jak pierwszoroczna studentka ulubionego fakultetu: z zaciekawieniem, z entuzjazmem, z ogromnym zacięciem. Kameralne, jak podkreśla autorka, spotkanie książkowe, dla którego wystawna Dinner Party była kluczem, to spotkanie kilku artystek. Subiektywny wybór autorki. Łącznikiem między epokami jest oczywiście sztuka, w tym także sztuka życia, przejawiająca się na rozmaite, niekoniecznie społecznie akceptowane sposoby. Wyjątkowe kobiety nie zaistniałaby tak spektakularnie, gdyby nie ich świadomy wybór życia takiego, jakiego pragnęły, do jakiego dążyły.

Szczególnie zaintrygowały mnie losy Dory Maar, fotografki i artystki związanej z Picassem,  Georgii O` Keeffe, nazywanej matką sztuki amerykańskiej oraz Soni Delaunay, żony i muzy Roberta Delaunaya, twórcy idei symultanizmu. Na podstawie ich życiorysów można stworzyć portret wielokrotny kobiety-artystki, niekoniecznie skazanej na męską dominację i zgadzającej się na pozostanie w cieniu swego mężczyzny. Portret artystki? Raczej bogini. Do Dory, Georgii i Soni zaproszenia wyślę na adres………………….





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz