wtorek, 3 września 2013

Czytanie odczuwalne

Z okładki Dziennika spogląda złośliwy, zgryźliwy tetryk. Czego można się spodziewać po zawartości opatrzonej taką twarzą? „Don`t judge a book by its cover”, jak powiada porzekadło wszechobecnej współcześnie kultury anglosaskiej. Będąc tej kultury oczywistą, na wpół świadomą, na wpół z wyboru partycypantką, nie osądzałam więc pochopnie, zagłębiwszy się w pilchową zawartość.

Zadziwiające: uderzająca spójność, wynikająca zapewne z narzuconej dyscypliny (zapiski te pojawiały się w „Przekroju” w latach 2010-2011), ożywia te teksty. Jedno zdarzenie – komentarz, jedno wspomnienie – opis i konsekwencje. Cudowne. Pochyla się więc J.P. nad bieżącymi, w mediach obecnymi wydarzeniami. Felietonowy styl w połączeniu z pilchową frazą jest niezwykle inspirujący. Do jakich wniosków się dochodzi? Że regularne pisarstwo jest jako taką ostoją wobec labilnej rzeczywistości? Ciekawe, ale zbyt oczywiste. Więcej skrzydlatych aforyzmów kryje w sobie kartoteka grzesznika J.P.

Po coś ten Pilch na drogę zwątpienia wkracza na początku Dziennika, wyrzekając się Boga i ukochanego klubu piłkarskiego Cracovii Kraków. Pod dyktando jakiego dajmoniona te zaprzaństwa wypisuje? Tajemnica raz po raz przebłyskuje przez karty Dziennika. Wycieczka dla czytelnika lubiącego zabawy z tradycją kultury…

„Dziś przeto w ramach rozpaczliwych i jak na razie bardzo nielicznych prób restrukturyzacji życia codziennego polazłem rano po gazety. Nigdy się to nie sprawdzało, więc teraz też nie, ale ponieważ teraz prawie nic się nie sprawdza, ta akurat niesprawdzalność mniej ostra”.Wpis z 13 lipca 2011 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz