Teraz to dopiero będzie. Się zacznie. Zaczęłam już jeść tę cieniutką, pożyczoną z bibliotek, książeczkę. Świętemu ją zarekomenduję, bo on przecież we Lwowie tyle godzin pracy, miesięcy spędził. Tyle się tam naoglądał i nasłuchał, że muszę mu koniecznie Ziemowita podsunąć do konfrontacji.
Czyta się znakomicie, jak to reportaż. Coś z ducha Stasiukowego tam się unosi, ale jeszcze nie zdiagnozowałam w pełni. Na razie rentgena robię niedbałego. I coś z Andruchowycza tam czuję, ale może to tylko projekcja ostatnio przeczytanych esejów (jak niżej, pisałam, których).
Obrazoburstwo tej książeczki bardzo mi się podoba. I egzotyka jest! Wracam do jedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz