wtorek, 15 kwietnia 2014

Przepis na woman-warrior

Weźmijcie tak:

1. Młodą, nastoletnią jeszcze dziewczynę (może być wysoko urodzona);
2. Ażeby była gładka i uczona już na tyle, na ile wiek jej pozwolił posiąść nauki przez starych mistrzów wykładane. Zwłaszcza w mowie niech będzie sprawna, w eposach rycerskich obeznana, w kulturze dworskiej takoż;
3. Niech się jej los odwróci i z książęcego dworu wydalona będzie wskutek intryg, jako w bajach dawniej opisywano (exemplum Królewna Śnieżka);
4. Niech jej los każe być na samym dnie, zakosztować przeróżnych przygód niskiego stanu ludziom znanych. aby mogła życia doświadczyć, a przeto morale swe umacniać mimo losu przeciwieństw;
5. Niech pięknieje mimo kondycyj niekorzystnych, głodu i chłodu;
6.  Niech baczy na nauki los jej zesłane pod rożnymi postaciami. Czy to z tego czy z innego świata przybyszami się mianującymi.

Udała się wojowniczka Andrzejowi Ziemiańskiemu. "Achaję" skończyłam wczoraj, zaskoczona i zaintrygowana. Tajniki pisarskiego warsztatu na znakomitą powieść fantasy ma Autor opanowane do perfekcji. Udało mu się stworzyć bohaterkę, wokół której świat kręci się na początku, by zaraz...o niej zapomnieć. Achaja jest księżniczką potężnego królestwa Troy. Z powodu zazdrosnej macochy, zostaje wcielona do wojska, a stamtąd, także dzięki długim palcom drugiej zazdrosnej żony swojego ojca, popada w niewolę. Tam poznaje Hekkego i Krótkiego, dwóch niesamowicie zdolnych i bystrych niewolników, którzy postanawiają zaopiekować się dziewczyną, zachęceni jej urodą. Opieka ma swoją cenę. Achaja płaci ją, bo niewolnicy uczą ją nadzwyczajnych rzeczy. Każdy z nich w trakcie rozwoju fabuły, okazuje się być zupełnie kimś innym, niż byśmy się spodziewali. Achaja staje się wyuczoną maszyną do zabijania, z czego korzysta, gdy nadarza się okazja. Jej ucieczka z obozu niewolników okazuje się dopiero początkiem przygód. 

Perypetie dawnej księżniczki, która musi dać się oszpecić, by przetrwać, musi przez chwilę przebywać w domu publicznym, by się ukryć, czyta się z zapartym tchem. Prawdziwa kobieta wojownik dojrzewa w armii Arkach, królestwa, które wydaje się Achai oazą demokracji. Achaja, mimo chęci pozostania w Arkach wyłącznie w celach pogrążenia się w totalnej szczęśliwości, poświęceniu się pracy na roli i być może osiedleniu się w małej wsi z mężem, wskutek zawirowań losu zostaje wcielona do armii królestwa Arkach. Staje się żołnierzem. Jej wojskowa kariera nabiera tempa i bohaterka ma szansę powrotu na tron swego królestwa. Zaczyna się wojna. Jej sprawcy w przewrotny sposób związali swoje życie z życiem naszej księżniczki. To, co przyniesie ta wojna, to zniszczenie dotychczasowego świata, nazywanego w powieści czasem antyku. O nowy ład zadba ktoś inny. Czy coś zostanie z dziedzictwa Achai? "To nie jest koniec historii jej życia" - pisze Autor na ostatniej stronie trzeciego tomu. Coś więc zostało do przeczytania. 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Andrzej Ziemiański, "Achaja"

Wybór książki pod wpływem nastroju. Tym razem czytam "Achaję" Andrzeja Ziemiańskiego. Pytanie o wybór lektury podyktowany intuicją, sięgnięcie po tę, a nie inną książkę pod wpływem impulsu, ręka jako przedłużenie pragnienia...Dawniej przedłużeniem woli boskiej było zbrojne rycerskie ramię. Który z bogów podszepnął mi "Achaję"?

Wydaje się, że świat fantasy to wymarzona kraina odbywania bitew, bez ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności. Konstrukcja takiej powieści realizuje znakomicie schemat bohaterów, świata i przygód. Zasiadam do takiej lektury z pewną wiedzą i umiejętnościami interpretacyjnymi, próbuję grać z autorem "Achai" w domino na proste pytania, a tymczasem...Siedzę jak nad partią szachów. Wybór książki nie jest jak wybór herbaty. Choć obie decyzje mają u podstaw pragnienie. I...chęć odmiany. 

czwartek, 3 kwietnia 2014

Andrzej Stasiuk, "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach"

Ciągle jeszcze pisze się o sztuce podróżowania. Ale właściwie skąd się biorą coraz to nowi czytelnicy tych podróżniczych dzienników? Przecież wystarczy włączyć program Google Earth, wpisać adres i można w mgnieniu oka znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie (oczywiście pod warunkiem, iż dotarła tam cywilizacja pod postacią auta Google i zrobiono tam zdjęcia). Kliknięcie i teleportacja dzięki oprogramowaniu. Nie potrzeba o tym pisać, to można zrobić! Chyba, że samochód Google gdzieś jeszcze nie dojechał. Książki o niezbadanych krainach mogą więc zaspokoić ciekawość.

Ale czy ma sens opisywanie Europy, Azji, czy Ameryki, jeśli to nie jest turystyczna oferta?

Najnowszy zbiór opowiadań Andrzeja Stasiuka zatytułowany "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach" to jeden z dzienników podróży. Autor, jak zwykle, zabiera nas w podróż po Bałkanach, które dla niego ciągle są atrakcyjne. Z różnych względów, czego znakomicie dowodzi. Oprócz tego opisuje wycieczki po Polsce, podróże do Niemiec, wyprawy do Stanów i na Gobi - w większości w pojedynkę, czasem w kompanii, często przy okazji spotkań autorskich - z pozoru chaotyczne, zawierają pewien interesujący klucz. Są jak mapa dla poszukiwaczy skarbu.

Przez opisywaną topografię przebijają emocje. Składają się one na architekturę świata, do której krystalizacji, wraz ze zrozumieniem siebie, jako człowieka i pisarza, próbuje nas przekonać Autor. Konsolidacja właściwych Stasiukowi chwytów przebiega wraz z procesem samoświadomości udokumentowanej przez opis podróży. Znany literaturze zabieg u Stasiuka osiąga nową jakość. 

Wrócę jeszcze do Stasiukowego ducha podróżniczego, tego jego spiritus movens. To głód wrażeń i nieustanne zdziwienie wynikające z odkrwania podobieństw pomiędzy architekturą prowincjonalnej Ameryki (Stasiuk taką znalazł), a polską wolnością w budownictwie, której wybryki można obserwować w całym kraju, nie tylko na prowincji... 

Z ciekawości sprawdziłam na Google Earth, dokąd dotarł Stasiuk. Na niektórych żółtych drogach nie jeździł, jak dotąd, ekspres Google.