piątek, 29 marca 2013

i żyli długo i szczęśliwie

Kusi Was czasem, żeby zmienić zakończenie książki?  Ja już napisałam wiele alternatywnych finałów. Dla siebie. Dla bohaterów.
Jest jednak powieść, której zakończenie znam od bardzo dawna i które zawsze czytam przy okazji Świąt Wielkanocnych. Tego zakończenia nie potrafiłabym zmienić. 
Zanim jednak znów dopełni się historia, chcę jeszcze chwilę potowarzyszyć jej bohaterom.

"Łoże znajdowało się w półmroku, kolumna osłaniała je przed księżycem, ale od wiodących na taras schodów do posłania ciągnęło się księżycowe pasmo. I procurator, skoro tylko stracił kontakt z otaczającą go rzeczywistością, zaraz ruszył po owej jaśniejącej ścieżce i poszedł nią ku górze, wprost w księżyc. Aż się roześmiał przez sen, uszczęśliwiony, że tak piękne i niepowtarzalne było wszystko na tej przejrzystej niebieskiej drodze. Szedł, towarzyszył mu Banga, a obok kroczył wędrowny filozof. Dyskutowali o czymś nader ważnym i niezmiernie skomplikowanym i żaden z nich nie mógł przekonać drugiego. Nie mieli żadnych wspólnych poglądów, co czyniło ich dyskusję szczególnie interesującą i sprawiało  że mogła się ona ciągnąć w nieskończoność. Dzisiejsza kaźń, oczywista, okazała się jedynie zwykłym nieporozumieniem;(...)".

środa, 20 marca 2013

W drodze


Jadąc do...

W końcu dotarłam do Dukli Andrzeja Stasiuka: w piątkowe popołudnie w bibliotece, gdzie sama między regałami szukałam najlepszego lekarstwa na zmęczenie zimą. Oprócz bibliotekarki słuchającej radia, w bibliotece nie było nikogo. Na moje dreptanie w miejscu mogła pomóc jedynie podróż z przewodnikiem, który, w razie czego, potrzymałby mnie za rękę. 

Ten moment, kiedy brałam z półki książkę i zapach kurzu zmieszał się z muzyką z radia ZŁOTE PRZEBOJE.  - Nieważne, co było, nieistotne, co zdążę zrobić, a czego nie zdążę - ta chwila lśniła i nie wiem, ale czułam bicie jej serca, drganie powietrza. Wzięłam Duklę jak głęboki oddech. 

Zelektryzowała mnie, uwiodła. To nie były późniejsze książki Stasiuka, lepkie od mordów, pełne pomyj i popłuczyn metafizycznych. To było coś, co błyszczało, jak punkt na mapie, coś co wskazywało kierunek. Szłam prawie na oślep. Gdyby tamten podsunął mi wtedy to - do podpisania...





wtorek, 19 marca 2013

Dodatek

Nie mogę dokończyć książki, jest irytująca i nie tego szukałam. Podczytuję tylko, przewracam kartki, byle dalej, a i tak wiem, jak się skończy. Zwykle nie czytam ostatnich stron wcześniej, ale może tym razem tak zrobię, żeby mieć spokój. Denerwuje mnie, że dałam się nabrać i okładka okazała się bardziej interesująca niż zawartość. A może mój nastrój nie współgra z klimatem powieści? Kto dobiera książkę do aktualnego stanu emocjonalnego?

piątek, 15 marca 2013

Kozaki.pl

Kozaki w stylu militarnym zawiodły. Pośpiesznie zasuwany suwak pękł. "Nic z tego nie będzie" - zawyrokowałam i oficerki, w których przyszłam do tego miasta, by w nim zamieszkać, powędrowały do wyblakłego żółtego pojemnika na odzież używaną. Mimo wszystko nie chciałam ich skazywać na exodus.Ale przecież zima w odwrocie, można się przygotowywać do kampanii wiosennej i wyciągnąć coś lżejszego...
A jednak niełatwo mi przyszło rozstać się z tą parą butów, ot...

Wiem, że przecież nic mi nie grozi, nie usłyszę w nocy strzałów, a to, że mieszkam w mieście ruin, nie jest wyrokiem - zawsze mogę zdezerterować, zmienić miasto, nazwisko, ubiór. Czasem śnię nieswoje sny o powstaniu i o czasach, które znam już tylko z książek, filmów, relacji. Nie dotyczy mnie tamten czas, w którym trzeba było szybko się ubrać i wybiec w głuchość następującą na pięty. A jednak te oficerki, te kozaki, które nie dały się tak szybko zasunąć - zwyczajnie pękły. Wtedy, gdy je kupowałam, były drogie, bo markowe. No, ale wszystko ma swoją żywotność. - I cenę - podpowiada mi ktoś, kto pewnie założyłby te kozaki, a jego nogi wydawałyby się w nich jeszcze dłuższe. (Do powyższej sceny pasowałaby muzyka Ramsteina i cienki bat, który dziś kojarzy się tylko z przyjemnością dla wybranych).

poniedziałek, 11 marca 2013

Farewell, miss

Raz na jakiś czas dopada mnie ochota, żeby rzucić to wszystko i pojechać gdzieś, gdziekolwiek, byle dalej. Jakby mi ktoś zaproponował, dajmy na to, wyjazd nad morze - w pięć minut spakowałabym walizkę i stała w drzwiach. Gdyby to był wypad na Madagaskar - bez mrugnięcia okiem zostawiłabym to wszystko tutaj i pojechała - tam.

Po co tu, do diabła, siedzieć?! Gdzie indziej są lepsze miejsca, cieplejszy klimat, milsi ludzie, łagodniejsze wzgórza, smaczniejsze jedzenie. Gdzieś dalej jest znacznie, znacznie lepiej. Nie wiem, gdzie to jest, ale na pewno tam jest piękniej.

Tęsknota za ruchem, przemieszczaniem się i związanym z nim przyjemnością obserwowania zmieniającego się krajobrazu za szybą auta, pociągu, samolotu. Uciążliwa stagnacja, która obezwładnia. Nostalgia, która nie daje niczego w zamian.

Święty nie mógł już słuchać mojego narzekania i kupił mi na urodziny książkę "Podróżniczki. W gorsecie i krynolinie przez dzikie ostępy". Dawno nie dostałam wspanialszej mapy marzeń.