piątek, 26 lipca 2013

Ukraińska archeologia eksperymentalna

Dokopać się do dokumentów z przeszłości Ukrainy to nawet współcześnie ryzykowne przedsięwzięcie. Zwłaszcza dla kobiety, która w dodatku jest znakomitą dziennikarką telewizyjną. Czego jednak nie robi się dla ujawnienia prawdy o zakłamanej historii z czasów walczącej UPA? Dopominają się o nią duchy przeszłości. Dopomina się współczesna Ukraina, którą wyzuto z dziedzictwa i która nie może być nazwana w historii Europy i  Rosji inaczej niż „diabelskie igrzysko”. A może lepiej – Muzeum porzuconych sekretów?
Oksana Zabużko w swojej najnowszej powieści opowiada fragment historii Ukrainy, zrekonstruowany w ciągu siedmiu lat pracy pisarskiej na podstawie ocalałych dokumentów oraz relacji ustnych świadków i bohaterów tragedii lat czterdziestych.  Główna postać powieści – alter ego pisarki – Daryna Hoszczyńska, jest wspomnianą dziennikarką telewizyjną, która pragnie zrealizować film o kobiecie walczącej w UPA, Ołenie Dowhanównie. Daryna trafia na ślad fascynującej historii Ołeny dzięki Adrianowi, mężczyźnie z którym się spotyka. Ołena była cioteczną babką Adriana i, jak się okaże, postacią nietuzinkową, dzięki której prawdę o swoim własnym losie odkryje zarówno Daryna, jak i jej ukochany.
Ołena pojawia się na początku powieści jako kobieta z fotografii – jedyna, otoczona trzema mężczyznami, wszyscy stoją w lesie, chyba przed jakąś akcją; wokół dziewczyny roztacza się niezwykła poświata, która silnie pobudza wyobraźnię  Daryny. Dziennikarka szuka źródeł swojej fascynacji, co okazuje się brzemienne w skutki… Ołena jest zaledwie początkiem historii, która zahacza o zagadkową śmierć przyjaciółki Daryny, malarki Włady, o ojca Daryny, który zmarł w zakładzie dla obłąkanych po walce z indoktrynacją rosyjskiego reżimu. Poszukiwanie prawdy o powstańczej przeszłości Ołeny doprowadzi Darynę do ujawnienia wielu tajemnic rodzinnych i zawodowych, jak się okaże, zdominowanych przez politykę.
Inicjacja w prawdziwe sekrety odbywa się na poziomie powieści skonstruowanej na motywie romansu pomiędzy przebojową dziennikarką a niespełnionym naukowo fizykiem, parającym się handlem antykami. Tłem ich romansu jest współczesny Kijów i Lwów. Przyciągające się przeciwieństwa charakterologiczne są okazją do odzwierciedlenia tej relacji w błyskotliwych dialogach między kochankami. Wątek romansu przyciągających się zafascynowanych swoją innością ludzi, otwiera powieść na historie pozostałych postaci, które domagają się prawa głosu. Mówią – także zza grobu. Korowód postaci kobiecych rodzi symboliczne skojarzenia wzmocnione nawiązaniami do ukraińskiego folkloru. Te postacie dzięki medium – Darynie – mogły przemówić. Dziennikarka przy okazji realizacji niezależnego filmu dokumentalnego odkryła sekrety, które zostały ujawnione czytelnikom…W powieści wykorzystującej techniki reportażu, retrospekcji, monologów wewnętrznych, oddanych w sposób arcymistrzowski w przekładzie Katarzyny Kotyńskiej. 

Jako czytelnik zwiedzałam to muzeum porzuconych sekretów kilka nocy z rzędu, non-stop. Niezapomniane przeżycie.  


środa, 17 lipca 2013

And the Nobel goes to...

Zagrzebałam się w Pamiątkowych rupieciach i zaczytałam w Miłoszu, jakoś w tym samym czasie. Refleksje o ostatnich polskich laureatach sztokholmskiego turnieju. Ich biografie rozciągnęły we mnie granice tolerancji dla postaw artystów. Dodały wrażliwości. Jak to się dzieje, że literacki portret to dopiero początek opowieści? 

Andrzej Franaszek, Miłosz. Kraków 2011.
Joanna Szczęsna, Anna Bikont, Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej. Kraków 2012.

środa, 10 lipca 2013

Jeden Świetlicki

Zabawa autora z symboliką liczb trwa od czasów opublikowania powieści Dwanaście, TrzynaścieJedenaście. Zapytany na jednym z wieczorów autorskich o zinterpretowanie najnowszego tytułu swojej książki poetyckiej, Jeden, Świetlicki odpowiedział, iż „tytułowe jeden to jeden i już”.
Czyżby naprawdę nie było w tym żadnego poetyckiego tropu? Poszukiwanie śladów powieściowego nieudacznika Mistrza i neurotycznego bohatera lirycznego Marcina w najnowszym tomiku Jeden prowadzi do niezwykłego odkrycia. Tytułowa jedynka to prostota urzekającej prawdy, która staje się udziałem nowego bohatera lirycznego. (I chciałoby się dodać: I TYLE − przywołując fragment z wiersza Cha chet).
Zanim jednak odkryje i ujawni tę jedność, w wiele zakończeń i w wiele początków historii miłosnych, mieszkaniowych, spacerowych, kawowych i alkoholowych uwikła się nasz nowy Bohater. Opisuje te swoje przypadki z ogromną autoironią, dystansem, zachwytem i otwartością. Jest niezwykle podatny na nastroje, zwłaszcza w towarzystwie kobiet:  „Idzie przede mną po schodach. Jej nogi lśnią od deszczu. (…) To jest specjalne światło. To są sekundy specjalne, abym miał za czym tęsknić.” (…). Podróżuje w wiele miejsc, z których wrażenia skrzętnie dokumentuje, opatrując swój intymny dzienniczek datami, będącymi jednocześnie tytułami utworów: 26 czerwca; 3 lipca, gdzie indziej, w kosmosie; 5 lipca; 20 lipca, Wrocław. Wreszcie manifestuje swoją chęć porzucenia dotychczasowego miejsca zamieszkania, miasta, w którym jest całodobowy monitoring, miasta przypominającego fikcyjne Gotham z opowieści o Batmanie. Nasz Bohater buńczucznie zapowiada: „Opuszczam Gotham/ z kobietą kotem!/ i niech to miasto sczeźnie!/Tak wiele dałem,/aby przetrwało,/ teraz już mi się nie chce. (…)  Porzucenie starego miejsca ma być jednocześnie pożegnaniem przeszłości i − być może − starych nawyków.  W końcu przy boku naszego Bohatera jest nowa wspaniała kobieta, która towarzyszy mu w przeprowadzce „ z ło/do bro”, Zamierzone „Białoszewskie” inspiracje językowe, które przywołuje Świetlicki,  są niczym rusztowania pomocne w tworzeniu autoironicznego wizerunku siebie – nowego lokatora i nowego kochanka: „O, dom! Prosto z ostrego słońca! Chłodna klatka!/ Jest wanna! O, dom! Biorę! Biorę go za dom!/ Jest wanna i są okna! O, jest i podłoga! (…)”.
Konotacje literackie i popkulturowe klisze są w wierszach z tomu Jeden czytelne i zarazem subtelne. Świetlicki mruga porozumiewawczo do czytelnika, ale równocześnie pozwala swemu Bohaterowi osiągnąć pewien status, obłaskawienia siebie, przestrzeni, zawsze z humorem, zawsze z nadzieją, zawsze z ograniczonym zaufaniem do tego, co jest, a co za chwilę może stać ulec metamorfozie. Poczucie humoru, przebijające w opisach zmagań Bohatera ze sobą w nowym miejscu, jak się okazuje – jednak w Krakowie, ale na Kazimierzu, co w niektórych środowiskach za Kraków uznawane nie jest, „bo tylko centrum Krakowa jest”; nowe związki, stare przyzwyczajenia – to wszystko tworzy konglomerat osobowości, szczerze wyznającej czytelnikowi w wierszu Chyba tak to należy rozumieć: „Piszę teraz/ jak chłopiec. Wylewa się ze mnie./ To znaczy pewnie:/ idzie śmierć, / ale wybiera dłuższą drogę. (…)”.  Bez cienia wątpliwości pewność nie byłaby tak jasna i oczywista.