sobota, 7 stycznia 2017

Na nowo. "Miniaturzystka" Jessie Burton

Nowy Rok jest jak nowy rozdział: trzeba go zacząć, żeby zrozumieć całość. Kochani Czytelnicy, w ostatnim czasie brakowało mi siły na opisywanie inspiracji płynących z czytanych książek. Czytałam, ale bez tej potwierdzonej znajomości z lekturą  ̶  wysłanej Wam w świat notatki, że warto, że trzeba, że można, że koniecznie należy sięgnąć po tę książkę, bo... Brakowało mi argumentów na lekkie i przystępne podsumowania przeczytanych tomów. Ostatnio zatęskniłam za możliwością podzielenia się wrażeniami z czytanych książek. Może najwyższy czas rozpocząć ten nowy rozdział?

Trudno, tak się zdarza, ale tę powieść przeczytałam z dwóch powodów: interesującego tytułu i pięknej okładki. Jak się przekonałam, było warto. Miniaturzystka zaintrygowała mnie do tego stopnia, że odwiedziłam Galerię Sztuki Dawnej w Muzeum Narodowym w Warszawie, aby wzmocnić kontekst czytelniczy i zobaczyć miejskie realia Europy XVII wieku. Część wystawy Miasto, przedstawiająca obywateli i ich instytucje, ratusz i cech oraz dom miejski i jego mieszkańców, pomogła mi jeszcze przedłużyć tę chwilę bycia w powieści i wzmocniła odmalowany w powieści obraz.

Miniaturzystka jest opowieścią o Petronelli Ooortman, osiemnastolatce, która pewnego dnia przybywa ze wsi do Amsterdamu, do swojego męża Johannesa, by zgodnie z tradycją, zostać panią jego domu. Dziewczyna od początku zostaje wystawiona na kilka prób. Najpierw przez swoją matkę, która swata ją z jednym z najbogatszych kupców XVII-wiecznego Amsterdamu i organizuje szybką ceremonię, bez nocy poślubnej dla nowożeńców. Wszystko po to, by jak najszybciej spłacić długi zaciągnięte przez męża, alkoholika i hazardzistę. Petronella po przyjeździe do Amsterdamu musi zmierzyć się ze swoją szwagierkę, która zdaje się władać niepodzielnie rezydencją nad kanałem Herengracht i nie zamierza rezygnować z przywileju bycia panią domu na rzecz jakieś prowincjuszki.  
Nowe życie i brak znajomości reguł postępowania wobec siostry męża i swobodnej w obejściu służby, jest początkiem dorastania Nelli, który to etap w niczym nie będzie przypominał przewidywalnego do tej pory dziewczęcego życia. O ile nieobecność męża daje się jakoś wytłumaczyć  prowadzonymi przez niego  na obu półkulach interesami, to już kompletny brak zainteresowania Johannesa  młodą żoną po powrocie jest niepokojący. Nella zwraca się zatem ku domowi, pomału zaczyna się z nim zaznajamiać i przekonuje się, że dom przy Herengracht  żyje własnym życiem. Pełen bogactwa, dzieł sztuki, unikatowych sprzętów , mogący się pochwalić obecnością wyedukowanego czarnoskórego służącego, dom staje się dla Nelli labiryntem, w którym porusza się po omacku. Aż do chwili, gdy mąż kupuje Nelli miniaturę domu i proponuje jej go wyposażyć. Nella odnajduje w mieście miniaturzystę i wysyła do niego list z prośbą o wykonanie figur i sprzętów do małego domku. Jednak zamówiona paczuszka zawiera znacznie więcej, niż Nella mogłaby sobie wyobrazić. Jej los ponownie przestaje być tylko i wyłącznie jej udziałem.


Przeglądałam się w tej powieści trochę jak w lustrze. Z powodu jej unikatowego klimatu, mogłabym ją nazwać manierystyczną, niderlandzką. Z jej wielowarstwowej konstrukcji estetycznej i poetyckiej wyłaniają się dylematy jednostki dotyczące wolnych wyborów i dorastania, wiary, nadziei, miłości i śmierci. Historie w Miniaturzystce, osnute wokół motywów "vanitas" są wzruszające. Zawierają też odblask świata, którego potęga odbija się nie tylko w płótnach Rembrandta, ale także Vermeera. Tak, na swoje potrzeby Miniaturzystkę umieszczę w kategorii powieść niderlandzka. Mam dla niej sąsiadkę: Tulipanową gorączkę Deborah Moggach.



Jesse Burton, Miniaturzystka przeł. Anna Sak, Kraków 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz