piątek, 5 lutego 2016

Elżbieta Cherezińska "Korona ze śniegu i krwi", "Niewidzialna korona", "Gra w kości"

Ten rok zaczął się pod znakiem mocnych lektur. Ponieważ ostatnie miesiące spędzałam na oswajaniu pustki po zmarłych bliskich, potrzebowałam książki, która wytnie mnie na chwilę z otępienia. Pewnego dnia weszłam do księgarni i kupiłam Koronę śniegu i krwi Elżbiety Cherezińskiej. Trafiło mnie mocno.

Ta powieść zwróciła mi dziedzictwo Słowian. Zawsze zazdrościłam Irlandczykom ich kultury celtyckiej, tak pieczołowicie pielęgnowanej nawet w inkunabułach chrześcijańskich, w najdrobniejszych szczegółach wtopionej w chrześcijańską wiarę. Zawsze zachwycała mnie żywotność kultury celtyckiej, nośność jej okruchów, z których artyści potrafili wydobyć jej charakterystyczne piękno. Czułam, że Słowianie też zasługują na godną recepcję swojego świata… Dlatego romantyzm z ich zapatrzeniem w przeszłość słowiańską zawsze mnie pociągał, czułam, że rozumiem tę romantyczną fascynację ludowością, która na gruncie słowiańskim oznacza – w skrócie – szukanie śladów kultury z twarzą Swaroga.
Dzięki Koronie śniegu i krwi poczułam się na całkowicie tożsama ze sobą. Zrozumiałam, że jestem córką świata, który  - ożywiony siłą wyobraźni Autorki – mógł się tak przejawiać. To żywa, barwna wizja. Zachwycająca.  

Cherezińska podejmując temat zjednoczenia po rozbiciu dzielnicowym w XIII wieku, dokonała sugestywnej rekonstrukcji ówczesnego universum z jego średniowiecznym duchem. To wyjątkowo udana rekonstrukcja. Polityczne, militarne i geograficzne realia plus historyczne postaci, których los znamy, a jednak czytamy o nich z zapartym tchem. Postać Przemysła II to prawdziwy majstersztyk, tak samo jak arcybiskupa Jakuba Świnki, Świętej Kingi, czy Leszka Czarnego. Udały się Cherezińskiej Słowianki: Jemioła, Kalina – zarysowane niczym rusałki, jednak wyposażone w konkretne pragnienia, dla których realizacji potrzeba nie tylko miecza, ale i magii… Tej nie brak w powieści i, co ciekawe, budzi w czytelniku nie tyle niepokój, co ciekawość: – „Jak – to one tak to mogły robić?!” Poczucie humoru wielokrotnie towarzyszy cuda czyniącym, czy też tym, którzy doświadczają objawień. Ludyczność i wysokie rejestry stylowe w połączeniu z arturiańskimi balladami, śpiewanymi na dworze u Henryka Wrocławskiego – znakomita uczta czytelnicza. Siedemset stron bez wytchnienia przez trzy dni.

Święty zakazał mi kupowania książek powyżej 100 stron… Z powodu mojego całkowitego zaangażowania czytelniczego, uniemożliwiającego mu jakikolwiek kontakt ze mną, w trakcie pochłaniania Korony, oraz z dbałości o wytrzymałość naszych regałów. Nie skomentował werbalnie zakupu Niewidzialnej korony, którą po prostu musiałam mieć. I która połknęłam równie szybko, jak Koronę ze śniegu i krwi.

Niewidzialna mniej przypomina Braveheart, z pewnością dlatego, iż jej bohaterem nie jest żaden piękny, utalentowany i namiętny Piast, ale… niepozornego wzrostu Władysław Łokietek. Żaden z niego heros – temat do pieśni. A jednak w miarę rozwoju powieści, zyskuje on sympatię i wiarę czytelnika, że poradzi sobie "Władek"z tym zjednoczeniem podzielonych ziem polskich. Fantastycznie poprowadzona postać. Na dokładkę mamy tam losy bohaterów z „Korony śniegu i krwi”. Dobrze, bo nie mogłabym rozstać się z nimi po tamtej epickiej, porywającej, tragicznej historii.
Dodatkowo losy rodu Zarembów, zawikłane i pełen tajemnic. Myślałam o Łokietku, podczas czytania: Czy to czasy na jego miarę nie były, czy on nie był człowiekiem na miarę swoich czasów? Historia sprzed 700 last z górą, a pytania takie rodzi. 

W międzyczasie podczytywałam Grę w kości o Świętym Wojciechu, Ottonie I i Bolesławie Chrobrym. Surowa ta powieść w porównaniu do utkanego niczym barwny kilim świata Przemysła II i Władysława Łokietka. Główny wątek Gry w kości to polityczna walka o prymat nad całym ówczesnym światem chrześcijańskim, w której Bolesław Chrobry staje się ważnym graczem. Ta książka podrapała mnie chyba najmocniej spośród tych trzech przeczytanych, podejmujących wątki historii piastowskich. Nie wiem, dlaczego. 
Poczekam na Wasze opinie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz