Warszawa
zimą, czy Warszawa – nocą? Obie formy zawierają w sobie wrażenia z wczoraj, tuż
po obejrzeniu Warsaw by night w pobliskiej Kinotece.
Zbierało
się od jakiegoś czasu.: nieruchomość mroźnego powietrza, wzdymającego się
jedynie od firanek oddechu. Nie mogłam oprzeć się pokusie chuchania i
wyobrażania sobie wielu rzeczy, które znikały wraz z ciepłym powietrzem. Rozpływały się w nim.
Byłam
taka wyczekująca, w tej rutynie codziennej zimy, zwłaszcza wieczorów w pracy,
które niekiedy bywały poetyckie, jak historia Roxanne z piosenki The Police,
ale częściej przytłaczające ciemnością krótkich dni. Co wieczór to samo. Od
czasu do czasu wkładałam czerwoną sukienkę po powrocie. Zapalałam wtedy lampkę i
czytałam z ust Świętego różne piosenki.
Wczoraj
poczułam ruch powietrza, zapoczątkowany jakimś oddechem nietutejszym i
nieludzkim. Miał w sobie mroźność, ale i jakąś trudną do uchwycenia świeżość.
Przeczucie czegoś niejasnego, jak niewytłumaczalny i – co poczułam mocniej – zmysłowy
zapach ziemi. Była piętnasta i zrobiło się nagle widno. Pomyślałam, że po wieczornych zajęciach pójdę
do kina na Warsaw by night.
Samotność
w kinie była mi potrzebna. Mimo premiery filmu i sporej publiczności, czułam
się na właściwym miejscu, gotowa na spotkanie z obrazem…wymagającym, jak się okazało
i cudownie wzruszającym. Może potrzebowałam odzwierciedlenia, a tym samym
potwierdzenia takiego obrazu Warszawy, jaki sama w sobie noszę? Film mi go zarazem
dopełnił, jak i dodatkowo pokiereszował. Ile blizn na tym obrazie, na który codziennie
patrzę? Kilkanaście. Namiętnie szukam podobieństw, projektuję na niego emocje i
widzę, że jest ruchomy i przypomina szopkę. Albo iluzoryczne malarstwo. Z której
strony patrzysz ty – on patrzy na ciebie. A co tym razem jest na obrazie? Zima
czy noc?
Pod wspólnym
adresem miasta Warszawa, rozpoczynają się, trwają i kończą romanse. Mój także. Wracam z kina przez stację PKP Powiśle. Nadjeżdża wieczorny pociąg
KM do Otwocka. Prawie pusty. Na peronie nie już ma nikogo, ale konduktor upewnia
się, czy może jeszcze ktoś nie wpadnie w ostatniej chwili: rozgląda się. Nie, nie ma nikogo. Pociąg powoli rusza, konduktor trzyma w
ręku krótkofalówkę, ale jeszcze stoi w uchylonych drzwiach, gdyby ktoś w
ostatniej chwili się zdecydował i miał wsiąść. Tym razem to nie ja. Przyspieszam kroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz