sobota, 7 lutego 2015

Warsaw in winter

Warszawa zimą, czy Warszawa – nocą? Obie formy zawierają w sobie wrażenia z wczoraj, tuż po obejrzeniu  Warsaw by night w pobliskiej Kinotece.

Zbierało się od jakiegoś czasu.: nieruchomość mroźnego powietrza, wzdymającego się jedynie od firanek oddechu. Nie mogłam oprzeć się pokusie chuchania i wyobrażania sobie wielu rzeczy, które znikały wraz z ciepłym powietrzem.  Rozpływały się w nim.

Byłam taka wyczekująca, w tej rutynie codziennej zimy, zwłaszcza wieczorów w pracy, które niekiedy bywały poetyckie, jak historia Roxanne z piosenki The Police, ale częściej przytłaczające ciemnością krótkich dni. Co wieczór to samo. Od czasu do czasu wkładałam czerwoną sukienkę po powrocie. Zapalałam wtedy lampkę i czytałam z ust Świętego różne piosenki.

Wczoraj poczułam ruch powietrza, zapoczątkowany jakimś oddechem nietutejszym i nieludzkim. Miał w sobie mroźność, ale i jakąś trudną do uchwycenia świeżość. Przeczucie czegoś niejasnego, jak niewytłumaczalny i – co poczułam mocniej – zmysłowy zapach ziemi. Była piętnasta i zrobiło się nagle widno. Pomyślałam, że po wieczornych zajęciach pójdę do kina na Warsaw by night.

Samotność w kinie była mi potrzebna. Mimo premiery filmu i sporej publiczności, czułam się na właściwym miejscu, gotowa na spotkanie z obrazem…wymagającym, jak się okazało i cudownie wzruszającym. Może potrzebowałam odzwierciedlenia, a tym samym potwierdzenia takiego obrazu Warszawy, jaki sama w sobie noszę? Film mi go zarazem dopełnił, jak i dodatkowo pokiereszował. Ile blizn na tym obrazie, na który codziennie patrzę? Kilkanaście. Namiętnie szukam podobieństw, projektuję na niego emocje i widzę, że jest ruchomy i przypomina szopkę. Albo iluzoryczne malarstwo. Z której strony patrzysz ty – on patrzy na ciebie. A co tym razem jest na obrazie? Zima czy noc?


Pod wspólnym adresem miasta Warszawa, rozpoczynają się, trwają i kończą romanse. Mój także. Wracam z kina przez stację PKP Powiśle. Nadjeżdża wieczorny pociąg KM do Otwocka. Prawie pusty. Na peronie nie już ma nikogo, ale konduktor upewnia się, czy może jeszcze ktoś nie wpadnie w ostatniej chwili: rozgląda się. Nie, nie ma nikogo. Pociąg powoli rusza, konduktor trzyma w ręku krótkofalówkę, ale jeszcze stoi w uchylonych drzwiach, gdyby ktoś w ostatniej chwili się zdecydował i miał wsiąść. Tym razem to nie ja. Przyspieszam kroku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz