Przeczytałam rozmowy Joanny Rolińskiej z warszawiakami. Co to znaczy: z warszawiakami? Nie tylko z tymi, którzy na stałe tu mieszkają, nie tylko z tymi, których dziadkowie byli warszawiakami, ale także z tymi, którzy się tu urodzili, lecz wyemigrowali, pielęgnując wspomnienia z miasta dzieciństwa.
Rozmowy Joanny są wzruszające, pełne prawdziwych historii i pełne przemyśleń. Ile dowiedziałam się o Mai Komorowskiej, Danucie Szaflarskiej, Dwurniku! Charakter rozmów w tej książce przybrał kształt prawdziwej, szczerej rozmowy, o której przemyśleniu, inicjowaniu, prowadzeniu, sfinalizowaniu dziś się tak łatwo zapomina. A to ważne rozmowy są. Ze świadkami historii, będącej siłą niszczącą i budującą miasto Warszawa.
Myślę sobie, że jestem takim "słoikiem", a więc przybyszem, kimś z zewnątrz stolicy, kimś tutaj obcym. Nie awansuję do rangi "warszawiaka". Mój syn jest nim z racji miejsca urodzenia. Dziwne: nigdy nie wiązałam swoich planów z Warszawą. Kto mnie tu przywiódł, co mnie tu rzuciło? Skoro już tu jestem, mogę dużo. Także w sferze poznania, która jest dla mnie podstawą egzystencji w konkretnym miejscu.
Co jest tym konkretem? Historia? Myślę, że niekoniecznie. W Warszawie, w środku miejskiego mitu o Powstaniu, w opinii o "słoikach", tworzy się coś przedziwnego, melanż przeszłości z teraźniejszością, które pracują w zbiorowej pamięci obecnych mieszkańców. O ile będę potrafiła zachować dystans do tego miasta, będzie ono moją inspiracją. Nigdy nie mieszkałam w takim tyglu: przeszłości trwającej tu i teraz oraz unoszącej się w powietrzu energii, sile przekształcającej Miasto i ludzi. (To ostatnie sformułowanie naprawdę - od "słoika").
Nie dam rady przeczytać wszystkich varsavianów. Ale i tak mam chęć na parę, choćby na coś Małgorzaty Baranowskiej, także rozmówczyni Joanny Rolińskiej.
Copyrights by Święty |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz