środa, 9 lipca 2014

Powrót do "Nocy żywych Żydów"

"My tu gadu-gadu, a tam nam rowery kradną". Oczywiście, się spieszymy. Zanim jednak pójdziemy, trzeba przedyskutować kwestię polsko-żydowską. No, nie chodzi tylko o wykrzykiwanie "Jude-Jude-Jude - ŁKS". Chodzi o to, że każdy z nas ma poczucie sprawiedliwości dziejowej. Że nie ma zbrodni bez kary. I o tym pisze Igor Ostachowicz w "Nocy żywych Żydów". 

Tytuł - trop w kierunku kultury popularnej. Dalej jest ironicznie o sprawach wielkiej wagi. Banalna z pozoru historia trzydziestoparolatka, mieszkańca warszawskiego Muranowa, który ma wyższe wykształcenie, ale jest glazurnikiem, bo tylko taka praca się w Polsce współczesnej opłaca. Ma dziewczynę (Chuda jest wegetarianką, feministką i uzależnioną internetu indywidualistką) i generalnie tumiwisizm, skoro "mam kasę". Akcja rozpoczyna się, gdy glazurnik spontanicznie pomaga podnieść się nieznajomemu staruszkowi, który upadł, gdy obaj wychodzili z osiedlowego sklepu. Staruszek dziękuje i daje glazurnikowi srebrne serce, talizman, który, jak twierdzi, chronił Żydów przez całą wojnę aż do Holokaustu. Wtedy bowiem artefakt został skradziony, i stało się to, co się stało.  

Co dalej? Glazurnik doświadcza mocy srebrnego serca, wyobraża sobie Auschwitz, w ogóle dzięki talizmanowi może doświadczyć wielu przygód, także tych dziejących się pomiędzy jawą a snem i między czasami. Zaczynają odwiedzać go w mieszkaniu zombi  i domagać się zemsty, a międzyczasie...zakupów w Arkadii, czyli jednego z najpopularniejszych centrów handlowych w stolicy. "Czołzenłan", którym się staje dzięki mocy serca, ale bardziej dzięki rodzącej się w nim empatii,  kupuje wszystko, czego zombie zapragną, zduszając węża w kieszeni. Syn typowego polskiego antysemity nareszcie określa swój stosunek do tych, którzy nie mieli swojej szansy w historii. 

Empatia i chęć przepracowania tematu śmierci tylu niewinnych ludzi. W przedziwnej, groteskowo-ironicznej fabule. Postaci zombie rodem z filmów Tarantino.

Może przyjdzie czas na te porachunki z historią. Zaskoczyła mnie jeszcze informacja, że autor "Nocy żywych Żydów" jest sekretarzem stanu w obecnym rządzie. Czyli, że tam, na górze, też można coś dobrego popełnić. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz