Dostałam
pod choinkę książkę i od razu zabrałam się do czytania. Purezento Joanny Bator zachęciło mnie piękną okładką – wydawało mi
się, że ten wybór kolorów, czerni i złotych żył będzie pewną wskazówką w
trakcie lektury. Miałam dobre przeczucie.
Powieść
jest historią młodej lektorki języka polskiego jako obcego. Uśmiechnęłam się pod
nosem, utożsamiając się z bohaterką i z tym uśmiechem postanowiłam podążać jej powieściowymi ścieżkami.
Po
śmiertelnym wypadku na rowerze, w którym ginie chłopak Bohaterki, pogrąża się ona
w niemej żałobie. Odgradza się od świata, sporadycznie chodzi do pracy i
prowadzi lekcje, przestaje jeść i pić. Zamyka się w domu. Kiedy zostaje
zwolniona z pracy, pewnego dnia dzwoni
do niej Pani Myoko, słuchaczka z kursu języka polskiego. Składa Bohaterce
propozycję wyjazdu do Tokyo i zaopiekowania się jej domem oraz kotem Mushinem. Czas
pobytu jest nieograniczony, a propozycja, która początkowo wydaje się Bohaterce
dość dziwna, staje się dla niej szansą na przygodę życia.
Czytając
tę powieść, odnosiłam wrażenie świeżości, z jaką Autorce udało się przedstawić schemat
podróży inicjacyjnej młodej kobiety. Prosty model powieści drogi został przez
Joannę Bator ukazany w nowej, zaskakującej odsłonie. Prostota tego literackiego
modelu zachwyciła mnie na nowo. Na pewno dzięki oszczędnemu językowi,
staranności w oddawaniu codzienność, nad którą Joanna Bator pochyla się z
czułością i zadumą. Powieść, jak głosi napis na okładce, jest w duchu zen. Mi w trakcie lektury przypominała prozę
Murakamiego z jego fantastycznej powieści Kafka
nad morzem. Purezento to
wyjątkowy prezent. Zasypiając, marzyłam,
że jestem gościem Pani Myoko i uczę się sztuki kintsugi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz