Przeglądarki internetowe podają wiele
adresów, pod którymi mogę znaleźć moje boginie. Numer jeden to Wikipedia, potem
lista adresów stron poświęconych poszczególnym portretom kobiecym. Złowione w
jedną sieć informatyczną. W jedno źródło z wieloma dopływami, rzekami,
mniejszymi strumieniami. Pod kilkoma adresami. Który będzie poste restante? Muszę zdecydować i czym
prędzej wysłać swoje dla bogiń pozdrowienia i ukłony.
Informatyczną sieć rozsupłuję dla
wyłuskania informacji o Dorze Maar, towarzyszce życia Picassa. Szukam adresów odsyłających
mnie do wiadomości o Georii O` Keeffe i
o Soni Delaunay. Wiem, że dla nich oraz dla kilkunastu innych kobiet Judy Chicago
wystawiła ucztę, nazwaną Dinner Party. Jest to jedno z najważniejszych przykładów sztuki
feministycznej. Powstało w latach 1974-1979 i ucieleśniało ideę restytucji
historii z kobiecym, zapomnianym dotąd udziałem. Opierało się na znanym w
kulturze symbolu uczty, zebrania przy jednym stole kobiet, które tworzyły
historię. By udowodnić, iż była to nie tylko History ale Herstory. Pomysłodawczyni uczty, Judy Chicago, zaprojektowała indywidualne
nakrycia dla każdej z zaproszonych kobiet: dla każdej z nich był
przeznaczony bieżnik z wyjątkowym haftem, dla każdej z nich Chicago podała
wyjątkowe nakrycie. Artystka zgromadziła przy jednym stole czarownice, pisarki,
malarki, kompozytorki, uczone i polityczki. Obok Elżbiety I zasiadały Isadora
Duncan i Emily Dickinson. Kleopatra obok Hildegardy z Bingen. Dora Maar obok Lee
Miller, Marie Skłodowskiej-Curie oraz Jadwigi Andegaweńskiej, żony Władysława Jagiełły.
W sumie 39 nakryć, a 999 nazwisk lub imion kobiecych wypisanych na
posadzce, na której stał stół. Wybór gości został starannie przemyślany i był
wynikiem prac asystentów Judy, poszukiwań, które trwały pięć lat i były czytaniem
historii dziejów z uwzględnieniem kobiet, które uprawiały naukę, sztukę i
politykę. Wyjątkowe nakrycia z wymalowanymi symbolami kojarzącymi się z
konkretną postacią kobiecą miały być uhonorowaniem szczególnych osiągnięć
indywidualnej damy. I tak nakrycie Elżbiety I wyszywane było perłami. Emily
Dickinson zasiada przy serwecie wyszytej gałązkami kwiatów wyrobionych z
ręcznie marszczonych pastelowych wstążek, co
w XIX wieku było wdzięczną panieńską robótką. Bieżnik Hildegardy wyszyty
jest techniką nazwaną przez hafciarki liturgicznych szat – złocistym opus
anglicanum.
Przywrócenie kobiet światu sztuki
miało nastąpić przez wspólną wieczerzę. Pomysł artystki jest więc reinterpretacją Ostatniej Wieczerzy i zarazem dopełnieniem Historii.
O wyjątkowości niektórych,
wspomnianych wyżej przedstawicielek pięknej płci, nie miałam dotąd pojęcia. Przeczytałam więc Ucztę bogiń profesor Marii Poprzęckiej,
jak pierwszoroczna studentka ulubionego fakultetu: z zaciekawieniem, z
entuzjazmem, z ogromnym zacięciem. Kameralne, jak podkreśla autorka, spotkanie
książkowe, dla którego wystawna Dinner Party była kluczem, to spotkanie kilku
artystek. Subiektywny wybór autorki. Łącznikiem między epokami jest oczywiście
sztuka, w tym także sztuka życia, przejawiająca się na rozmaite, niekoniecznie
społecznie akceptowane sposoby. Wyjątkowe kobiety nie zaistniałaby tak
spektakularnie, gdyby nie ich świadomy wybór życia takiego, jakiego pragnęły,
do jakiego dążyły.
Szczególnie zaintrygowały mnie losy
Dory Maar, fotografki i artystki związanej z Picassem, Georgii O` Keeffe, nazywanej matką sztuki
amerykańskiej oraz Soni Delaunay, żony i muzy Roberta Delaunaya, twórcy idei symultanizmu.
Na podstawie ich życiorysów można stworzyć portret wielokrotny kobiety-artystki,
niekoniecznie skazanej na męską dominację i zgadzającej się na pozostanie
w cieniu swego mężczyzny. Portret artystki? Raczej bogini. Do Dory, Georgii i
Soni zaproszenia wyślę na adres………………….